środa, 26 sierpnia 2015

Spacerem przez Wiedeń, cz.2

Nareszcie udało mi się znaleźć chwilkę, żeby dopisać krótkie uzupełnienie dotyczące zwiedzania Wiednia. Dziś chciałabym skupić się na kilku interesujących miejscach, o które można spokojnie zahaczyć podczas wędrówki po mieście. Niestety z braku czasu nie wszędzie udało nam się dotrzeć, ale z pewnością nadrobimy zaległości podczas kolejnej wizyty w stolicy Austrii.

Targ Nashmarkt
Najsłynniejszy wiedeński targ, na którym nie tylko kupicie pyszne warzywa i owoce, lecz także zapoznacie się z przysmakami kuchni całego świata. Do wyboru jest ponad 120 lokali, handlujących między innymi produktami włoskimi, tureckimi, czeskimi, hinduskimi, arabskimi czy chińskimi. Bardzo zależało mi na tym, aby odwiedzić Nashmarkt w sobotę, ale niefortunnie nasz wyjazd trwał od niedzieli do czwartku. Dlaczego akurat sobota? Ponieważ w ten dzień Nashmarkt przemienia się w wielkie targowisko staroci. Z pewnością można trafić tam na niejedną perełkę. Wyczytałam również, że wielu znanych aktorów, muzyków i innych artystów ulega magii wiedeńskiego pchlego targu. Słynne sobotnie targowisko w pewnym sensie stało się miejscem kultowym, ważnym punktem spotkań miłośników wielokulturowej mieszanki. 






Spalarnia odpadów
Podczas zwiedzania Wiednia możecie zauważyć intrygującą wieżę górującą nad miastem. Wbrew pozorom nie jest to ani wieża telewizyjna, ani jakiś ekscentryczny biurowiec, lecz komin spalarni odpadów Spittelau. Spalarnia leży niecałe 4 km od ścisłego centrum miasta. Obecny budynek powstawał w latach 1988-1992 (poprzedni zniszczył pożar z 1987 roku), a prace projektowe powierzono zagorzałemu zwolennikowi ochrony przyrody (znanemu Wam już z poprzedniego postu) Friedensreichowi Hundertwasserowi. I znowu (tak jak w przypadku Hundertwasserhaus) artysta za wykonanie projektu spalarni nie wziął ani grosza. Dokładał wszelkich starań, aby z ponurego budynku stworzyć barwną i radosną konstrukcję, czemu służyć miały kolorowe fasady oraz złota kula na kominie. Co więcej, część zadaszeń obsadzono drzewami, a w kominie zbudowano specjalne gniazda, w których spokojnie mieszkać mogą różne gatunki ptaków. Spalarnia Spittelau stała się niezwykłym przykładem harmonii między człowiekiem, naturą i nauką, a także na stałe „wrosła” w krajobraz Wiednia.




Zentralfriedhof
Jeżeli chodzi o powierzchnię jest to drugi największy cmentarz Europy, natomiast pod względem liczby pochowanych osób zajmuje zasłużone pierwsze miejsce z wynikiem 3,3 miliona pochówków od 1874 roku. Cały obszar podzielony został na kilka sekcji takich jak: katolicka, protestancka, prawosławna, muzułmańska oraz wojskowa. Zdaję sobie sprawę, że cmentarze to dosyć specyficzne obiekty do zwiedzania, ale ja bardzo lubię atmosferę starych nekropolii. Oprócz podziwiania zabytkowych grobowców warto odszukać miejsce spoczynku znanych osób, między innymi Ludwika van Beethovena, Johannesa Brahmsa oraz Franciszka Schuberta. Na Zentralfriehof dojedziecie bez problemu tramwajem numer 71. 
P.S. Największy w Europie (pod względem powierzchni) jest cmentarz Ohlsdorf w Hamburgu. Na jego obszarze regularnie kursują dwie linie autobusowe, zatrzymujące się łącznie na 22 przystankach!




Wieże przeciwlotnicze
Sześć stalowo-betonowych konstrukcji zaprojektował w 1942 roku Friedrich Tamms. Każda ma 40 metrów wysokości oraz 37 metrów obwodu. Propaganda SS głosiła, że po wygraniu wojny budowle zostaną pokryte marmurem, przez co staną się monumentalnym symbolem zwycięstwa Rzeszy. Wojna jak się skończyła wszyscy wiemy, a wieże pozostały i do dziś szpecą miasto. Ich wyburzenie utrudnia fakt, że otoczone są terenem gęsto zabudowanym. W szczególności warta uwagi jest wieża 2-L (w pobliżu Mariahielferstrasse), która została zaadaptowana na Dom Morza (Das Haus des Meeres) – największe morskie akwarium w Austrii. Na 11 piętrze znajduje się kawiarnia, z której roztacza się piękny widok na cały Wiedeń, a na jednej ze ścian wieży urządzono efektowną ściankę wspinaczkową.





To już wszystko na temat Wiednia. Jeżeli w najbliższym czasie odwiedzicie, lub już odwiedziliście któreś z opisanych tutaj miejsc, dajcie znać i podzielcie się wrażeniami. J

piątek, 21 sierpnia 2015

Spacerem przez Wiedeń



Niedawno wróciłam z Wiednia, w którym miałam okazję być drugi raz w życiu. Część znajomych odrobinę dziwiła się, że mój tygodniowy urlop spędzam właśnie tam. Jeszcze dodatkowo 5 dni na miejscu – co tam robić tyle czasu?? Powiem tak: przy założeniu, że nigdzie się nie spieszymy, dużo spacerujemy i samodzielnie odkrywamy miasto, te pięć dni było dla nas w sam raz, a program i tak mieliśmy codziennie napięty. J
Dziś chciałabym podzielić się moimi wrażeniami i pokazać Wam miejsca, do których nie docierają zabiegani turyści. Być może wpis ten zainspiruje kogoś do pierwszej/ponownej wizyty w Wiedniu, i jego poznawania poza utartymi szlakami turystycznymi. Oczywiście nie znaczy to, że należy zignorować najważniejsze obiekty miasta (Hofburg, Schonbrunn, katedrę św. Szczepana czy Prater). Mój post jest raczej propozycją dla tych, którzy wszystko to już widzieli. Chcę Wam przekazać tyle obszernej treści, że prawdopodobnie obejmie dwa posty. Na razie skupię się na miejscach/rzeczach wartych zobaczenia, bo pewnie to interesuje Was najbardziej. Zaczynamy!

Miasto samo w sobie
Zwiedzanie obszarów wyłączonych z masowego ruchu turystycznego być może nie przyniesie nam efektownych zdjęć do wrzucenia na fb, ale z pewnością dużo powie o danym miejscu i warunkach życia jego mieszkańców. Dzięki temu poznajemy prawdę, a nie spektakl odgrywany pod turystów. Co więcej, z łatwością możemy wypatrzeć interesujące elementy przestrzeni, których w tłumie i pędzie nigdy byśmy nie zauważyli. Wiedeń obfituje w takie „smaczki”, trzeba tylko uważnie się rozglądać;).






Wobec powyższego mogłoby wydawać się, że zabytkowe centrum Wiednia (Innere Stadt) należy omijać szerokim łukiem. Nic bardziej mylnego! Wystarczy odrobinę zboczyć z Graben lub Kartner Strasse, i zagłębić się w labiryncie mniejszych uliczek. Skutek porównałabym do podróży wehikułem czasu: malownicze zaułki, wąskie przejścia, klimatyczne dziedzińce, cisza i brak ludzi. W wyniku takiej wędrówki napotkaliśmy kilka ciekawych miejsc, między innymi Muzeum Pokoju (Blutgasse 3). Ogólnie w Wiedniu można odwiedzić wiele nietypowych muzeów, np. kominiarzy, cyrku, cegieł oraz pochówków (tak, dobrze przeczytaliście;)).





Hundertwasserhaus
Niesamowity budynek mieszkalny zaprojektowany przez malarza Friedensreicha Hundertwassera. Według jego koncepcji dom ten miał wyrażać dialog człowieka i natury, jako równych sobie partnerów. Znajduje się na rogu Lowengasse i Kegelgasse, ale zapewniam, że rozpoznacie go z daleka. Cechy charakterystyczne to kolorowa fasada, ceramiczne zdobienia (zwłaszcza na kolumnach), a także… około 250 drzew i krzewów. Z pewnością zauważycie też ewidentną ucieczkę od linii prostych, gdyż nawet chodnik przed budynkiem został mocno pofałdowany, jak gdyby rozsadzały go gigantyczne korzenie drzew. Podobno Hundertwasser nie wziął za projekt budynku pieniędzy, ponieważ satysfakcjonował go fakt, iż nikt nie wybudował tam nic, co (w jego mniemaniu) byłoby brzydkie. W Wiedniu można oglądać także inny budynek jego autorstwa – KunstHaus, do którego z braku czasu nie udało nam się dotrzeć.




Xocolat
Przygotowując się do wyjazdu trafiłam w internecie na wzmiankę o wiedeńskim sklepie, w którym do wyboru jest ponad 120 gatunków czekolady!  Jak się pewnie domyślacie, nie mogłam przejść obok takiej informacji obojętnie, i postanowiłam to cudowne miejsce odszukać. Okazało się, że wspomniany sklep znajduje się w przepięknym pasażu, biegnącym przez kamienicę między ulicami Freyung i Herrengasse. Sam sklep to (dla miłośników słodkości) prawdziwy raj na Ziemi. Wybór był ogromny, widzieliśmy czekolady z całego świata: gorzkie, mleczne, białe, z owocami, orzechami, kawą, marcepanem, solą(!), w tabliczkach, czekoladkach, pralinach… co tylko sobie wymyślicie. Kupiliśmy (po upływie pół godziny) kilka rodzajów dla siebie i rodziny. Dla mnie zdecydowanie najciekawsza była zielona czekolada matcha z suszonymi owocami mango (czym jest matcha? Jeśli ktoś jest ciekawy, to polecam lekturę tego artykułu).







Grinzing
Zapewne będąc w Wiedniu udacie się na Wzgórze Kahlenberg, gdyż jest to najbardziej „polskie” miejsce w stolicy Austrii – to stamtąd Jan III Sobieski ruszył do bitwy z Turkami. Przed bitwą modlił się w kościółku, którym obecnie opiekują się polscy księża, a z dzwonnicy co godzinę rozbrzmiewa polski hymn. Podczas wizyty na Kahlenbergu gorąco polecam Wam odwiedzić po drodze Grinzing, jedną z dzielnic Wiednia (do 1892 roku oddzielne miasteczko), która słynie z wina i tradycyjnych winiarni. Spacerując tam cały czas czułam niezwykły klimat tego miejsca. Wybraliśmy jeden z lokali, i chociaż w planach mieliśmy tylko skosztowanie lokalnego wina, to atmosfera była tak urzekająca, że zostaliśmy jeszcze na obiad (swoją drogą bardzo smaczny). Na Grinzing dotrzecie tramwajem linii 38, lub jadącym na Kahlenberg autobusem numer 38A.





Dziś to wszystko, postaram się kolejny post napisać jak najszybciej. Obiecuję kolejne ciekawe miejsca oraz porcję własnych spostrzeżeń na temat samego miasta.
Jeżeli byliście już w Wiedniu, co najbardziej Wam się podobało? A jeśli nie, to co planujecie zobaczyć?


wtorek, 4 sierpnia 2015

Orzeźwiająca sałatka z porzeczkami



Jeżeli obserwujecie mój profil na facebooku to mogliście zobaczyć, że jakiś czas temu dostałam od znajomych duży kosz wypełniony czarnymi i czerwonymi porzeczkami. Razem z mężem zrobiliśmy przetwory, upiekliśmy ciasta, ale i tak część owoców została niewykorzystana. Po krótkim namyśle postanowiłam zrobić lekką sałatkę z porzeczkami. Ogólnie rzecz biorąc, uwielbiam sałatki i bardzo lubię eksperymentować z nietypowym łączeniem składników. Poza tym, miałam już ewidentnie dość tych owoców w słodkim wydaniu i chciałam sprawdzić, jak będą się komponowały w wersji na słono. Efekt końcowy bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, dlatego też podzielę się z Wami przepisem, który jest wyjątkowo prosty.

Lista składników:
- rukola
- ser feta
- wędzony łosoś
- mała cebula
- oliwa z oliwek
- pestki słonecznika
- pieprz
- no i oczywiście czerwone porzeczki J



Jak widzicie, baza jest dość klasyczna. W moim osobistym odczuciu porzeczka świetnie przełamuje łososia oraz fetę, dodając odrobinę kwaśnego „orzeźwienia”. Część składników miałam w lodówce, dlatego nie robiłam specjalnych zakupów, ale wciąż kusi mnie, żeby wypróbować tę sałatkę w wersji ze świeżymi liśćmi szpinaku (zamiast rukoli) oraz mozzarellą (zamiast fety).


A czy Wy macie jakieś swoje ulubione, nietypowe sałatkowe połączenia? Czekam na inspiracje. J